|
DR JEKYLL CZY M(INISTE)R HYDE?
W ciągu kilku ostatnich miesięcy Bartosz Arłukowicz poświęcił wiele uwagi podstawowej opiece zdrowotnej. Zdziwienie musi więc budzić rozbieżność między jego werbalnymi deklaracjami a ocenami i regulacjami prawnymi dotyczącymi poz, autorstwa podległego mu Ministerstwa Zdrowia. Zdziwienie to budzi obawy, że w tym przypadku doszło do dysocjacji własnej osobowości wspomnianego ministra, bardziej zrozumiale zwane „rozdwojeniem jaźni”…
Po latach deprecjonowania medycyny rodzinnej Bartosz Arłukowicz w wielu wypowiedziach podkreśla jej kluczowa rolę w opiece nad pacjentem a nawet nazywa ją podstawą systemu ochrony zdrowia. Doceniając (niewykorzystane w związku z ograniczeniami prawnymi), wszechstronne wykształcenie lekarzy rodzinnych, nagle otwiera przed nimi nowe możliwości.
Oto projekt rozporządzenia Ministra Zdrowia dotyczący świadczeń gwarantowanych rozszerza zakres badań diagnostycznych, które będą mogli zlecać swoim pacjentom. Dzięki zniesieniu zbędnej bariery lekarze rodzinni będą diagnozować i leczyć znacznie więcej schorzeń, do czego merytorycznie zawsze byli przygotowani. Na przeszkodzie stały jedynie ograniczenia dotyczące badań, zawarte w dotychczasowym rozporządzeniu „koszykowym”.
I tu ma rację. Wyposażenie lekarza rodzinnego w narzędzia diagnostyczne uczyni z niego przewodnika po systemie ochrony zdrowia, co może odciążyć specjalistkę ambulatoryjną od udzielania zbędnych porad a zatem przyczyni się do skrócenia kolejek w poradniach specjalistycznych.
Arłukowicz zaplanował także niebagatelną rolę dla lekarza rodzinnego w poprawie opieki onkologicznej. Aby poprawić wyniki wykrywalności i leczenia chorób nowotworowych lekarz poz będzie kierować pacjentów z „cieniem cienia podejrzenia” do Poradni Onkologicznej, gdzie pacjent będzie skonsultowany w ciągu 2 tygodni. Ekspresowo wdrożona diagnostyka i ocena stanu zdrowia pacjenta przez konsylium onkologów ma umożliwić właściwe leczenie w ciągu 8 tygodni. Taka ścisła współpraca na linii „onkolog-lekarz rodzinny” ma sprawić, że leczenie onkologiczne będzie prowadzone w poz z pomocą specjalisty.
Zmiany planowane przez Ministra Zdrowia brzmią jak życzenia: „Obyśmy wszyscy byli piękni, młodzi, zdrowi i bogaci”… Tymczasem plany te są równie piękne i nowe jak chore i biedne… A obserwując ministerialne działania, również nasycone głęboką hipokryzją.
Wyrażając uznanie dla lekarzy rodzinnych Arłukowicz jednocześnie obraża ich publicznie kwestionując prawidłowość opieki, jaką sprawują nad dziećmi. Na przykład wręcz sugeruje winę lekarzy rodzinnych za zgony dzieci, które ostatnio miały miejsce. Jak więc nie dziwić się, że ktoś, kto wielokrotnie odwołuje się do zasad etyki, bezpodstawnie stawia najcięższe zarzuty i jednocześnie natychmiast wydaje w tym zakresie wyroki?
Arłukowicz, podkreślając rolę medycyny rodzinnej, działa równocześnie na jej szkodę wprowadzając do poz internistów i pediatrów kształconych z myślą o leczeniu szpitalnym. Różnica między specyfiką pracy w przychodni poz i oddziale szpitalnym jest oczywista. Jednak minister zdaje się tego nie rozumieć…
Poszerzając kompetencje lekarzy rodzinnych o dodatkowe badania diagnostyczne Arłukowicz słusznie powołuje się na ich merytoryczne przygotowanie. Jednocześnie bardzo niechętnie odpowiada na pytania dotyczące szczegółów finansowania ich poszerzonego w ten sposób zakresu pracy. Zasłania się brakiem środków przeznaczonych na ochronę zdrowia. Czyli dodaje pracy nie zwiększając płacy.
Tymczasem od 2008 roku stawka kapitacyjna nie wzrosła nawet o współczynnik inflacji. Wzrosły natomiast koszty stałe ponoszone przez przychodnie poz, a na podwyżki płac dla pracowników od dawna brak środków. Brak rezerw finansowych nie pozwala na poniesienie jakichkolwiek dodatkowych kosztów bez stosownego wzrostu nakładów na poz. Przysłowie głosi : „Z pustego i Salomon nie naleje”. Dotychczasowe działania ministra wskazują na to, że zamierza zrobić to, co nawet wspomniany mądry król uznał za niemożliwe. Chyba, że chodzi o tak zwane „lanie wody”, czyli propagandę pseudosukcesu reformy systemu zdrowia.
To na razie Arłukowiczowi się udało. Nawet niektóre media uwierzyły w dobre intencje. Szkoda tylko, że jego ukłon w kierunku przeżywających dramaty pacjentów onkologicznych, obudził nadzieje chorych ludzi. Teraz liczą na to, że lekarz rodzinny skieruje pacjenta do poradni onkologicznej, w której zostanie on skonsultowany w ciągu maksymalnie 2 tygodni. A kto poniesie odpowiedzialność, jeżeli termin 2 tygodni nie zostanie dotrzymany? Zgodnie z planami Ministra Zdrowia osobą tą ma być lekarz rodzinny… (sic!)
Niedorzeczność tego pomysłu wskazywałaby, że jest to zwykła pomyłka. Lekarz rodzinny nie ma wpływu na termin w jakim odbędzie się konsultacja, nie dysponuje żadnymi środkami nacisku na poradnie specjalistyczne. O tym, że jednak nie jest to pomyłka, a celowe działanie, świadczy wyjaśnienie Arłukowicza, że jeśli lekarze poz będą zmotywowani, to jakoś się dogadają z onkologami.
Tego rodzaju nieprzemyślane decyzje trudno tłumaczyć ignorancją. To rozmyślne działanie przeciwko lekarzom poz. Minister wie, co robi: zachwalając wartość ofiary składa ich na ołtarzu osobistej kariery.
W powieści Stevensona ceniony lekarz używa eliksiru pozwalającego zmienić postać będącą ucieleśnieniem zła. Polityczny eliksir władzy odmienia także Bartosza Arłukowicza. Z sympatycznego i medialnego lekarza staje się on realizatorem partyjnej propagandy czyniącej zło nie tylko kolegom - medykom, ale przede wszystkim pacjentom…
Literacki bohater kończy tragicznie. Dlatego minister powinien odstawić zażywany eliksir zanim doprowadzi go to do politycznego samobójstwa, gdy okaże się, że wspaniały propagandowo plan jest tylko polityczną i przedwyborczą agitką.
Małgorzata Stokowska-Wojda
|
|