|
Saperska robota
Okres wakacyjny ze zmniejszoną ilością infekcji jest spokojniejszy również dla lekarzy rodzinnych. Jednak wyjazd na wakacje dla wielu lekarzy graniczy z cudem. Powód? Lekarz, który podpisał kontrakt z NFZ musi być w przychodni przez cały rok. Lekarze prowadzący jednoosobowe praktyki zwłaszcza na rubieży, gdzie często nie można znaleźć zastępstwa, od kilku lat nie wypoczywali dłużej niż zapewniły to czerwone kartki w kalendarzu.
Problemy urlopowe nie są, niestety, ani jedynym, ani głównym powodem do frustracji. Jest nim pakiet przepisów refundacyjnych, w tym Rozporządzenie Ministra Zdrowia nakładające na lekarza obowiązek wypisywania leków zgodnie ze wskazaniami rejestracyjnymi.
Zasadność przepisywania przez lekarza leków ze zniżką kontroluje NFZ. Podstawą jest posiadanie dowodu potwierdzającego rozpoznanie choroby upoważniającej pacjenta do otrzymania leku ze zmniejszoną odpłatnością. Dowód taki stanowi badanie potwierdzające rozpoznanie lub druk „Informacja dla lekarza poz” wystawiony przez specjalistę. Druk ten zawiera między innymi rozpoznanie choroby oraz leki jakie pacjent ma przyjmować.
„Informacja dla lekarza poz” zachowuje „ważność” maksymalnie rok od daty wystawienia. Brak badania, informacji od specjalisty, lub jej „przeterminowanie” skutkuje podczas kontroli NFZ tym, że lekarz zwraca z własnej kieszeni całą kwotę za leki, które przepisał pacjentom, ze zniżką. Obciążenia z tytułu „nienależnej refundacji” wynoszą nawet do kilkuset tysięcy złotych na jednego lekarza.
Trudno się zatem dziwić, że podczas wizyty pacjenta lekarz przegląda dokumentacje medyczną jak saper przewody oplatające ładunek wybuchowy. W obu przypadkach niewłaściwa decyzja bywa bardzo kosztowna. Najwięcej tego typu przykrych sytuacji jest z udziałem lekarzy rodzinnych.
Oprócz problemów, które znajdują się w kompetencjach lekarza rodzinnego i które jest on w stanie rozwiązać, często pacjenci przychodzą z kłopotami w których bariery administracyjne wiążą lekarzowi rodzinnemu ręce. „Mam jaskrę, mój okulista jest na urlopie”, „Skończyły mi się leki od padaczki, na jutro już zabraknie” itd.. Konsekwencją są przykre rozmowy:
- Niestety, nie mogę, „informacji dla lekarza poz” brak, lub jest sprzed trzech lat, a badania EEG, potwierdzającego Pana chorobę nie mam w kompetencjach, niestety, takie są przepisy...
Pacjent jest zwykle poirytowany, a lekarzowi rodzinnemu łatwiej, krócej i przyjemniej byłoby mu pomóc, wypisać receptę, niż tłumaczyć zawiłości z powodu których nie może tego zrobić. Ale wtedy trzeba mieć kilkaset tysięcy na ewentualną kontrolę NFZ.
Kolejną konsekwencją takiego porządku rzeczy są gigantyczne kolejki do poradni specjalistycznych. Oczekują w nich Ci, którzy potrzebują pomocy specjalisty i Ci, którzy potrzebują dokumentu ( „Informacja dla lekarza poz”), bo poprzedni traci „ważność”). Pozostaje pytanie dla kogo jest ten system? Pewnym jedynie jest to, że ani dla pacjenta, ani dla lekarza.
Małgorzata Stokowska-Wojda
Lekarz rodzinny
Porozumienie Zielonogórskie
|
|