|
Zapaść zdalnie sterowana
Cichy zabójca
Brak druku rezygnacji ze świadczeń lekarza rodzinnego w jego placówce to poważne ryzyko dla interesów ekonomicznych firmy.
Niespełna 10 lat temu zaczęły powstawać pierwsze w Polsce praktyki lekarzy rodzinnych na kontrakcie. Pęd do ich tworzenia był prosty. Skostniałe, "zsowietyzowane" ZOZ-y, nierzadko zadłużone, nieprzyjazne pacjentom, pauperyzujące środowisko lekarskie i pochłaniające bez ograniczeń środki publiczne – stały się tego przyczyną. Jak grzyby po deszczu wyrastały nowoczesne, prężne, przychylne chorym praktyki lekarskie, działające za takie same pieniądze, co ZOZ-y. Równocześnie uposażenie samego doktora stało się nieporównywalnie wyższe w stosunku do uzyskiwanych przez kolegów pracujących w publicznych jednostkach. Nie wynikało to ze zwiększonego finansowania, ale ekonomizacji, efektywności i gospodarskich działań. Lekarz POZ zyskał zupełnie nową rangę w systemie: zaczął być lekarzem rodzinnym, obejmując holistyczną opieką podopiecznych, stał się zarazem menedżerem, kierownikiem, administratorem, kierowcą, zaopatrzeniowcem itp. w swojej praktyce.
Z początkiem działalności kas chorych, mimo olbrzymiej ilości dodatkowych obowiązków, stał się również beneficjentem reformy. Niestety, głupota polityków oraz, zazdrość lekarzy zakładów publicznych, w szczególności ich dyrektorów, a także niekompetencja urzędników NFZ – powodowały sukcesywne obniżanie nakładów na POZ, o ponad 20% w minionych 6 latach. Z punktu widzenia całego systemu opieki zdrowotnej spowodowało to uszkodzenie jego głównego koła napędowego. Taka awaria z czasem mogła skutkować tylko krachem ochrony zdrowia. I tak się stało.
Działania NFZ są Jednak dalej ukierunkowane na drenowanie "kieszeni rodzinnych". Zmniejszanie nakładów na POZ w strukturze wydatków NFZ poniżej 10% stałoby się jawnym dyskryminowaniem tego sektora. Fundusz, "pomysłowy Dobromir", wpadł zatem na niekonwencjonalne rozwiązania.
Takim wynalazkiem jest np. likwidacja druku wypisu, czyli dokumentu, który wypełniał pacjent podczas rezygnacji z usług u swojego lekarza. Rzeczą wiadomą jest, iż podstawą płatności dla lekarza POZ jest aktywna lista pacjentów; ostatnio, przez swoje działania, troskliwy płatnik skutecznie zaczął ją pomniejszać.
Brak druku rezygnacji w placówce lekarza rodzinnego staje się poważnym zagrożeniem dla interesów ekonomicznych jego firmy. Świadczeniodawca traci realną kontrolę nad swoimi pacjentami. Nie ma też jak się bronić przed Funduszem. Ba! Wypisany pacjent może dalej korzystać – poza monitoringiem płatnika – z tego samego medyka, naciągając go np. na drogie badania.
Sprytnym rozwiązaniem jest również niepłacenie za pacjenta żadnemu ze świadczeniodawców – w czasie, kiedy ubezpieczony dokonuje ich zmiany. Powstaje przynajmniej miesięczna luka w płatnościach, dzięki której NFZ wzmacnia własne finanse.
Swoiste kuriozum stanowi niekonstytucyjny i pozaustawowy podział pacjentów na studentów i poborowych oraz wszystkich innych, dający tym pierwszym nienaturalne prawa w stosunku do pozostałych ubezpieczonych. Płatnik stworzył tym samym pozaprawne narzędzie usuwania ich z list lekarzy, do których się zadeklarowali.
Z początkiem roku wybuchła panika w środowisku lekarzy rodzinnych, gdy zaobserwowali oni gwałtowne topnienie liczby zadeklarowanych pacjentów. Zadziałał "cichy zabójca" ich finansów – niczym toksyczny wirus komputerowy podłożony przez NFZ.
Niemała część ubezpieczonych nie wybrała dotąd swojego lekarza, ale ich pieniążki systematycznie wpływają do sejfiku NFZ. A kary pieniężne wymierzane – niczym chłosta – lekarzom POZ dodatkowo obniżają środki na świadczenia z zakresu "podstawówki", dofinansowują bowiem zapewne budżety upadających SP ZOZ-ów, a może i wzmacniają fundusz nagród dla ogarów NFZ.
PŁATNIK zapomniał jednak w tym wszystkim, iż każdy kij ma dwa końce. Działania Funduszu przypominają podcinanie gałęzi, na której sam siedzi. Bo to właśnie silna podstawowa opieka zdrowotna oparta na INSTYTUCJI LEKARZA RODZINNEGO i ambulatoryjnej specjalistyce jest JEGO NATURALNYM
SOJUSZNIKIEM, A NIE WROGIEM. Wszystkim decydentom i urzędnikom NFZ bezskutecznie to stale przypominam.
Robert Sapa
|
|